poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział16

Rozdział 16
            Następne dni odbywały sie bez przygód. James nie odpuszczał mnie ani na chwilę, co uznałam za to, że jesteśmy razem. Ciągle mnie przytulał i całował, na co nie narzekałam. Było mi przy nim dobrze. Czasem myślałam o tym, co będzie, kiedy wrócę do domu. Czy, kiedy wrócę do swojego świata zostanę porwana? Czy coś mi się stanie? A może zostanę tu na zawsze? Wszystko miało swoje plusy i minusy.
            Moje wieczorne rozmyślania przerwał James siadając obok i podając mi do ręki kubek z gorącą czekoladą. Zauważył, że coś jest ze mną nie tak.
-Czemu jesteś smutna?- zapytał patrząc na mnie z czułością.
-Nie jestem.- skłamałam.
-Przecież widzę.
            Nie odpowiedziałam. Nie chciałam tłumaczyć ani się kłócić. James widocznie to zauważył i postanowił nie naciskać, więc tylko usiadł, objął mnie i milczał. Byłam mu za to wdzięczna. Natychmiast powróciłam do moich myśli.
            Chciałam tu zostać. Powodem był chociażby James, ale nie tylko. Czuję się tu lepiej niż w zatłoczonym mieście. Jest tu spokojniej-  co nie oznacza, że bezpieczniej. W każdej chwili ktoś może na nas napaść, co mam nadzieję nie nastąpi.
            Z drugiej strony bardzo będę tęsknić za rodzicami i przyjaciółmi. A właściwie jednym przyjacielem- Lucasem. Staliśmy sobie bliscy, właściwie jak brat siostrą.
            W pewnym momencie przyszło mi do głowy pytanie, na które raczej nie potrafiłam sobie odpowiedzieć.
-James?
-Hm?
-Co będzie jeśli zostanę tu na zawsze? Znaczy nie żebym tego nie chciała. Właściwie to i chcę i nie chcę, ale..eh nie o to mi chodzi. Jeśli zostanę tu na zawsze to przecież kiedyś umrę prawda? I co wtedy? Przecież w moim świecie czas teraz się zatrzymał. Kiedy umrę to nadal będzie stał w miejscu? Co wtedy będzie?
-Hm...- James zaczął się zastanawiać, drapiąc się po czole, co wyglądało bardzo uroczo.- Nie wiem, ale chyba znam sposób, w który możemy się tego dowiedzieć.- Powiedziawszy to wstał i pociągnął mnie za sobą.
            Przeszliśmy przez kuchnię i jego pokój. Moim oczom ukazały się wielkie, drewniane drzwi. James otworzył je szybkim pchnięciem. Przede mną stały setki, a nawet tysiące półek z  książkami. To chyba była największa biblioteka jaką kiedykolwiek widziałam. W rogu stało ogromne biurko, a na środku czerwona kanapa. Pomieszczenie było jednak w miarę nowoczesne. Podłoga była wyłożona z kremowych płytek, a ściany były koloru czekoladowego.
- Jak wiele tajemnic kryje jeszcze ten dom?- spytałam .
-Trochę ich jest- powiedział James z uśmiechem.
- Więc jaki masz plan? Chcesz przeczytać wszystkie książki, które tu masz? Myślę, że za nim to skończymy to odpowiedź na moje pytanie znajdę na własnej skórze. -odparłam.
- Bez przesady. Wiem gdzie szukać, co prawda trochę czasu nam to zajmie, ale chyba nam się aż tak bardzo nie spieszy.
-Eh, komu jak komu...
-Sugerujesz coś?
-Co niby?- powiedziałam parskając śmiechem.
-No nie wiem, chyba nie chcesz mi tu zaraz umierać, prawda?
-Pf, na razie nie mam zamiaru. Dobra bierzmy się już za te książki.
            James od razu wziął się do roboty. Ani się obejrzałam, a przede mną stała wielka sterta składająca się z co najmniej dwustu ksiąg.
-Ty żartujesz tak? - spytałam z ironią.
-Niestety nie-odpowiedział James.
-No to bosko...eh no dobra bierzmy się za to.
            Powiedziawszy to wzięłam do ręki jedną z ksiąg i zaczęłam czytać. Kiedy uznałam, że raczej nic nie znajdę wzięłam się za następna i tak w kółko i w kółko... Po jakiś 5 godzinach James oznajmił:
-Diana coś znalazłem!
            Podczołgałam się do niego i przeczytałam to co mi wskazał:
-,, Jeśli którykolwiek z ludzi, pochodzących z innego wymiaru, znajdzie się w tym wymiarze, tam zatrzyma się czas. Kiedy śmiertelnik zostanie do końca swojego życia w miejscu, w którym się znalazł i umrze, przeniesiony zostanie do wymiaru ze swego poprzedniego życia. Nie będzie pamiętał wydarzeń, przeżyć ani osób poznanych w świecie magii."
            Nastąpiła chwila ciszy. Czyli jeśli tu zostanę na zawsze, to po mojej śmierci wrócę do domu. I nie będę nic pamiętać. A przede wszystkim nie będę pamiętać Jamesa. Chciałabym zapamiętać to miejsce i wszystkie przeżyte tu chwile na zawsze, a tymczasem dowiaduję się, że to niemożliwe. Niemożliwe, chyba, że wrócę niedługo do domu, ale wtedy szanse na ponowny powrót tu są marne.
-I..i  co teraz?- zapytałam szeptem.
-Nie wiem, to chyba nie jest aż taka tragedia- powiedział James z uśmiechem.
-Co...Co ty!? Oszalałeś!? Jak to nie? Jest! Jest i to wielka! Nie chcesz żebym Cię pamiętała!?- wybuchłam.
-Diana, uspokój się- uspakajał mnie James- Nie powiedziałem, że nie chcę. Chcę, chcę i to bardzo, ale...myślałem, że może się stać coś o wiele gorszego.
-Na przykład?
-Eh... nieważne już. Znamy prawdę i raczej nic nie zmienimy. Tak musi być.
-Ale bardzo możliwe, że nie zostanę to na zawsze, prawda? Wtedy znów będę cię pamiętać. Tak jak wtedy? Chociaż nie wiem już co gorsze, wrócić do domu pamiętając ciebie i umierając z tęsknoty, czy żyć tak jak wcześniej nic nie pamiętając...eh, chyba na razie mam już dość tych książek i ciągłego myślenia. Chodźmy gdzieś popływać, albo coś.- powiedziałam z uśmiechem.
-Serio? Popływać? Jest środek nocy, ja już nie mam siły, a co dopiero ty. W ogóle to umieram z głodu najpierw coś zjedzmy.- Oznajmił.
            James odłożył książki na swoje miejsce, a potem pomógł mi wstać. Udaliśmy się do kuchni.
-Hm... ja coś przygotuję, a ty idź się przebrać w piżamę.
-Ale ja nie jestem...
-Spójrz na swoje oczy- przerwał mi- No już, szybko.- Poganiał mnie.
-O dobra, dobra. Idę.-Powiedziałam z westchnieniem- Ale następnym razem się mnie tak szybko nie pozbędziesz.- zagroziłam.
-Eh... nie wątpię- powiedział James z uśmiechem i złożył  ciepły pocałunek na moim czole.
            Udałam się do swojego pokoju. Spojrzałam w lustro i rzeczywiście James miał rację. Wyglądałam koszmarnie. Kiedy wyciągałam piżamę z szafy coś z tyłu przykuło moją uwagę. Nagle wszystkie światła w sypialni zgasły. Poczułam jak coś ciągnie mnie za rękę. Próbowałam się wyrwać. Szarpałam, ale napastnik był za silny. Jedyne co udało mi się zrobić do krzyknąć.
-James, pomocy!!!- Wrzasnęłam najgłośniej jak się dało.

            Usłyszałam tylko huk otwieranych drzwi, a potem ostrze rozrywające skórę na moim karku. Potem otoczyła mnie ciemność.
...............................................................................................
Przepraszam, ze tak długo czekaliście, ale dopiero wczoraj naszła mnie wena twórcza ;)
Mam nadzieję, że się podoba ! Piszcie komentarze i mówcie co sądzicie o tym rozdziale. :)
                                                                                          Ola :))

piątek, 20 września 2013

Witam!

      Hej! Witam was po tak długiej przerwie ;) Nie pisałam rozdziałów bo nie miałam czasu i ochoty xD
Jeszcze się zastanawiam czy prowadzić go dalej. Jeśli nie, to dam znać, a jeżeli tak to następny rozdział postaram się napisać w miarę wcześnie ;)
                                                                                                                       Ola:))

sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 15

Rozdział 15
       Po upadku, starałam się szybko pozbierać, ale poza tym, że jesteśmy w lesie nic nie widziałam. Otaczała nas ciemność. Słyszałam tylko jęki i zderzenia.
-James! Błagam Cie uważaj!- krzyczałam biegnąć w jego kierunku.
            Zamienił się w geparda. Usłyszałam groźny pomruk. James ostrymi zębami zaczął rozrywać mężczyzn.
-Biegnij przed siebie!- krzyknął, przybierając tylko na chwilę ludzką postać.
            Byłam tak przerażona, że stałam w miejscu. Dopiero po paru sekundach się ruszyłam i zaczęłam biec. Bałam się. Bałam się, że znowu go stracę, a tego już bym nie zniosła. Powinnam tam zostać i mu pomóc, ale tylko bym przeszkadzała. Robiłam to co James mi kazał czyli biegłam najszybciej jak umiałam. W duchu modliłam się, żeby zaraz do mnie dołączył.
            Po jakimś czasie musiałam się na chwilę zatrzymać. Nie miałam już siły i wydawało mi się ,że byłam bezpieczna w tej odległości. W lesie panowała cisza, którą przerywał mój nierówny oddech. Postanowiłam, że poczekam tu na Jamesa. Usiadłam na ziemi i oparłam się o pień drzewa. Siedziałam tam tylko kilka minut, a czas mi się dłużył. Miałam wrażenie, że mijają wieki. Przesiedziałam kolejne minuty i dalej nic.
-James! Jestem tu!- krzyknęłam.
            Nikt się nie odezwał. Kiedy już otwierałam usta, żeby krzyknąć ponownie, czyjaś ręka zasłoniłam mi buzię. Zaczęłam się szarpać. Wiedziałam, że to jakiś facet. Kopnęłam go z całej siły w brzuch. Mężczyzna wylądował na ziemi. Kiedy chciałam ponownie się na niego rzucić, zauważyłam blask zielonych oczu. Zaatakowałam Jamesa!
-James! James, przepraszam! Nie wiedziałam, że to ty!- Mówiłam ze skruchą.
-Ćśś...-tylko tyle powiedział.
            Ukucnęłam przy nim i pomogłam mu usiąść. Nie wiedziałam, że mam w sobie aż tyle siły żeby powalić mężczyznę.
-James- szeptałam- Przepraszam, nie chciałam.
-Nie szkodzi, trochę źle to rozegrałem- przyznał.
- Myślałam, że to któryś z nich. Nic Ci się nie stało?- zapytałam.
-Nie, jest okej. Musimy iść.
-Dobrze.
            Szliśmy przed siebie w szybkim tempie. Byłam przestraszona i nie miałam już siły, ale nie dawałam tego po sobie poznać. Chciałam już usiąść i być blisko Jamesa. Tak bardzo mi go brakowało.
            Po jakiś trzydziestu minutach byliśmy już w wiosce. Poznawałam wszystkie alejki, wodospady i strumyki. W końcu tu byłam. Byłam w miejscu, za którym tak tęskniłam. Zmęczenie ustąpiło. Byłam wtedy szczęśliwa, że znów tu jestem.
            Kiedy staliśmy przed progiem domu, zatrzymałam się na chwilę. Patrzyłam na tę małą chatkę i przypomniałam sobie wszystkie spędzone tu chwile.
-Co jest?- zapytał James.
-Nic. Po prostu cieszę się, że tu jestem.
            Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Otworzył drzwi. Kiedy przeszłam przez próg, od razu poczułam zapach mango. Była noc, więc James pozapalał światła. Moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, więc po ich włączeniu prawie nic nie widziałam. Po paru minutach mój wzrok się poprawiał.
            W domu nie zauważyłam żadnej zmiany. Zastałam go w takim stanie, w jakim go opuściłam. Usiadłam na kanapie. Patrzyłam się przed siebie, przypominając sobie noc podczas, której Will wbiegł do domu żeby nas ostrzec przed niebezpieczeństwem.
            Kiedy nad tym myślałam, James usiadł obok mnie. Objął mnie ramieniem, a ja sie o niego oparłam.
-Strasznie za tobą tęskniłem- powiedział.
-Ja za tobą też- przyznałam.
-Diana?
-Hm..?

-Kocham cię.- usłyszałam.
            Byłam zmęczona po tym wszystkim i powieki mi się zamykały, ale na te słowa, aż podskoczyłam. Na chwilę mnie zamurowało. Co ja mam mu odpowiedzieć?
            Właściwie to teraz kiedy mi to powiedział... czułam się taka radosna. Bo ja Jamesa tez zdążyłam pokochać. I to nie było zauroczenie. Kiedy James został porwany, jeszcze przed moim powrotem do domu, czułam straszny ból. Kuło mnie serce i nie wiedziałam co się dzieje. Wtedy bałam się, że go stracę. 
-James...- zaczęłam- Przez ten cały czas, kiedy tu byłam też cię pokochałam. Kiedy wróciłam do domu ciągle myślałam o tym, czy nic ci nie jest. Bałam się o ciebie. Ale... co będzie jak ja odejdę i już tu nie wrócę?
-Ja.. nie wiem- powiedział.
-Czekaj!- krzyknęłam- Muszę pomyśleć.
            Wszystko zaczęło mi się układać. Kiedy znalazłam się tu za pierwszym razem, kierowało mną jakieś pragnienie. Wróciłam do domu, gdy uświadomiłam sobie, że kocham Jamesa. Teraz tak bardzo za nim tęskniłam, że znowu tu jestem.
-James! Ja już znam powody, dla których się tu znalazłam!- nie dałam mu dojść do słowa- Jak mnie zobaczyłeś pierwszy raz, to powiedziałeś, że znalazłam się tu bo kieruję mną jakieś pragnienie. Wróciłam do domu, kiedy uświadomiłam sobie, że...że cię kocham- powiedziałam ciszej- potem strasznie chciałam tu wrócić, żeby cię zobaczyć no i oto jestem. Rozumiesz?
-No... mniej więcej tak.
-James...- zaczęłam po kilku minutach ciszy- bałeś się, że coś mi się stało?
-Proszę cię! Bałem? Ja umierałem ze strachu, że cię znaleźli i coś ci się stało. Cały czas myślałem o tym gdzie jesteś. Strasznie za tobą tęskniłem.- powiedziawszy to objął mnie mocniej dwoma ramionami.
            Przysunęłam się do niego bardziej. Patrzyliśmy sobie w oczy. James zbliżył swoje usta do moich.  Nie wiedziałam jak zareagować, więc po prostu zamknęłam oczy. Pocałował mnie. Był to delikatny pocałunek.
            Objął mnie w pasie, a ja się w niego wtuliłam nie odrywając moich ust od jego. Poczułam radość. radość z tego, że tu jestem i, że go poznałam.
            Kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy złożył miękki pocałunek na moim czole. Chwilę ciszy przerwał jego szept.
-Diana, wiem, że się powtarzam, ale kocham cię. Zakochałem się w tobie, kiedy tylko cię zobaczyłem.
-Ja ciebie też kocham.
-Ale pamiętaj...że cokolwiek się stanie, moje uczucia się nie zmienią.
            Przestraszyłam się na te słowa. Odchyliłam się do przodu żeby na niego spojrzeć.
-Jak to "cokolwiek się stanie"? Co może się stać? James, czy chcesz mi coś powiedzieć?
-Nie. Tak mówię. Gdybyś no wiesz... wróciła lub znowu coś się stało.
-Przysięgnij, że nic nie ukrywasz.- zażądałam.
-Przysięgam.
-To dobrze.

            Wtuliłam się w niego mocniej. Było mi tak dobrze. W pokoju było ciemno. Nawet nie zauważyłam kiedy James zgasił światła. Oświetlał nas tylko blask księżyca. Byłam tak zmęczona, że nie poczułam kiedy odpłynęłam, wsłuchując się w piosenkę, którą nucił James.
....................................................................................................................
No, więc... otrzymałam trzy prace, które niestety nie były w ogóle rozdziałami. Były to plany wydarzeń bądź inne wymysły ;) Niestety musiałam napisać sama, więc tak długo czekaliście, bo są wakacje, a czasu było mało... no ale ważne, że jest! Mam nadzieję, że się podoba :D liczę na miłe komentarze :D
                                                                                                               Ola:)

piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział 14


Rozdział 14

       -Diana! Diana, nic ci nie jest?- dalej słyszałam aksamitny głos. Głos, którego tak bardzo mi brakowało.

            Powoli otworzyłam oczy. Właściwie nie byłam pewna czy to zrobiłam. Wszędzie panowała ciemność. Widziałam tylko dwa małe zielone światełka. To był James.

-James? To ty?- zapytałam niepewnie.

-Tak, to ja.- powiedział cicho i mnie przytulił.

            Natychmiast odwzajemniłam uścisk. Łzy napłynęły mi do oczu i od razu się rozlały. Płakałam, ale były to radosne łzy. Łzy szczęścia. Po mimo tego iż nie wiedziałam co się działo, czy coś dobrego lub złego, byłam bardzo szczęśliwa.

-James, ja... ja tak za tobą tęskniłam- powiedziałam ze szlochem.

-Ja też- przyznał i złożył ciepły pocałunek na moim czole.

            Siedzieliśmy tak przytuleni do siebie przez parę minut. Kiedy już mogłam mówić zapytałam:
-Nic Ci się nie stało? Gdzie my jesteśmy?

-Druga strona wzgórza... złapali mnie i jestem w więzieniu. Właściwie to teraz jesteśmy. Jak ty to zrobiłaś?

-Ale co?- zapytałam.

-No to... to ,że tu jesteś.

-Nie wiem- przyznałam- James na pewno nic Ci nie jest?- dopytywałam- masz jakiś dziwny głos i w ogóle...

-Nic poważnego. - powiedział.

-Czyli jednak coś. Co Ci zrobili?- pytałam drżącym głosem.

-Spokojnie. Nic mi nie jest- zapewniał- a tobie nic się nie stało?

-Raczej... raczej nie, tylko trochę mnie boli noga. Ał! - wrzasnęłam, kiedy próbowałam wstać.

-No właśnie widzę, jak trochę. Pokaż.

-I tak nic nie zobaczysz w tej ciemności.- uświadomiłam mu.

-Rzeczywiście...- przyznał- dasz radę wytrzymać jeszcze chwilę? Aż zrobi się jaśniej?

-Tak, tylko muszę siedzieć w jednym miejscu.

-Właściwie to, co się stało?

- No poszłam z Lucasem na... Lucas! O Boże! A jak coś mu sie stało!?

-Co? Kto to Lucas?- dopytywał- Nie panikuj. Przecież tam czas się zatrzymał.

-Uff... rzeczywiście. Lucas to przyjaciel. Jest nowy w mojej okolicy i po prostu się polubiliśmy. No i poszliśmy razem na koncert, jak wyszliśmy się czegoś napić to przyszło kilku pijanych facetów i jeden pchnął mnie na ziemię. Lucas od razu go uderzył i wdali sie w bójkę. Wtedy reszta do mnie podeszła i chcieli mnie gdzieś zabrać i potem... potem jakimś cudem się tu znalazłam.

-Hm... - zastanowił się- musimy stąd jakoś uciec zanim cię zobaczą.

            Próbowałam sie rozejrzeć żeby coś wypatrzeć, ale była ciemność. Widziałam tylko nieduże okno przez, które widoczne były gwiazdy. Wtedy wpadłam na pomysł.

-James! Możemy wyjść tym oknem!- zaproponowałam.

-Zobacz. Na oknie są kraty. Nie wyjdziemy.

- A może... hm... a jakbyś tak, zamienił sie w geparda i spróbował na przykład je przegryźć? Albo nie wiem cokolwiek...

-To nawet nie jest taki zły pomysł- przyznał.- tylko się odsuń.

-Dobra spróbuję.

            Wstałam i na jednej- zdrowej nodze- zaczęłam skakać do tyłu. Nie wiedziałam gdzie pomieszczenie się kończy i... uderzyłam z całej siły w ścianę.

-Ała!- Wrzasnęłam kiedy upadłam na ziemię. Moja noga bolała o wiele bardziej niż przedtem.

-Jezu Diana! - krzyknął James i podbiegł w moim kierunku- Przepraszam! Bardzo cię boli?- dopytywał z troską.

-No tak trochę...- mówiłam juz na wpół przytomna.

            James natychmiast wziął mnie na ręce. Usiadł na ziemi i posadził mnie sobie na kolanach. Oparłam się głowa o jego pierś.

-Nie musisz... rób co masz robić z tym oknem...

-Ćśś- przerwał mi- Prześpij się. Jest jeszcze czas. Niedawno zapadł zmrok czyli jest jeszcze kilka godzin zanim ktoś tu wejdzie. Zdążymy. - zapewniał.

            Byłam strasznie senna. Powieki same mi się zamykały. Nie miałam juz siły stawiać oporu i zasnęłam podczas, gdy James nucił jakąś piosenkę



            Obudziłam się jakiś czas później. Właściwie to nie wiem ile spałam, ale czułam sie bardziej wypoczęta. W celi nadal było bardzo ciemno, więc jeszcze była noc.

-Wszystko okej?- zapytał James, kiedy wyczuł moje gwałtowne ruchy.

-Tak, już jest dobrze. Możesz spróbować coś zrobić z tymi kratami.

-Na pewno?

-Tak, spokojnie.

-No dobrze- zgodził się niechętnie.

            Ostrożnie zsunęłam się z jego kolan i usiadłam obok. James w mgnieniu oka zamienił sie w geparda. Z tego co byłam w stanie zobaczyć, to był już przy oknie. Słyszałam tylko jakieś odgłosy trzasku metalu. Ani się obejrzałam, a kraty upadły z silnym hukiem na ziemię.

-Gotowe!- krzyknął uradowany James.- Chodź pomogę Ci.

            Wziął mnie na ręce i podsadził do okna. Ostrożnie mnie przez nie wypchnął, a następnie sam zwinnym ruchem przeskoczył przez otwór, lądując obok mnie.

-Udało się- szepnął- teraz musimy być cicho, żeby nikt nie zorientował się, że nas nie ma. Wracajmy do domu.

            Powiedziawszy to, wziął mnie ponownie na ręce i ruszył przed siebie. Chciałam zaprotestować, ale wiedziałam, że to tylko kwestia czasu zanim strażnicy się zorientują, gdzie jesteśmy.

            James biegł teraz naprawdę bardzo szybko. Po mimo tego, że nic nie widziałam, zamknęłam oczy. Usłyszałam za nami jakiś trzask. James przyspieszył. Ktoś nas gonił. Nagle zatrzymał się.

-Myśleliście, że nie zauważymy?- usłyszałam jakiś przerażający męski głos.

-Myliliście się- powiedział drugi.

            Ścisnęłam Jamesa za ramię. Bałam się. Słyszałam nierówne bicie swojego serca. Usłyszałam tylko to, że ktoś zaatakował. Był to trzask kości. Potem wylądowałam na ziemi i czekałam na to co będzie dalej.
......................................................................................................
Przepraszam za tak długie czekanie, ale długo nie korzystałam z komputera. W nagrodę jest taki konkursik :D  Możecie napisać następny rozdział, a ja wybiorę najlepszy i go opublikuję. Nie może być dużo błędów! Rozdział ma być idealny :D swoje pomysły i pytania  przysyłajcie na mój e-mail aleksandra-wiacek@wp.pl lub na mojego facebooka https://www.facebook.com/ola.wiacek.7 :)) życzę weny! Pamiętajcie najlepszy rozdział zostanie opublikowany :)) czas jest do przyszłego piątku! 
                                                                                           Ola :))

czwartek, 6 czerwca 2013

Rozdział 13


Rozdział 13

            Następne dni przebiegały w podobnym rytmie. Przez ten czas zdążyłam się bardzo zaprzyjaźnić z Lucasem. Staliśmy się sobie bliscy. Okazało się, że mamy wspólne zainteresowania. On tez się raczej nie polubił z osobami z naszej szkoły.

            Jednak mój przyjaciel nie zastąpił mi Jamesa. Ciągle o nim myślałam i zastanawiałam sie co robi, co się z nim dzieje i czy ma teraz kłopoty. Pustka w sercu nie ustąpiła.

            Pewnego sobotniego ranka, kiedy oglądałam u siebie w pokoju telewizję, usłyszałam dzwonek mojej komórki. Sięgnęłam po telefon, na którym wyświetlał się numer Lucasa.

-Halo?

-Hej, co dziś robisz?- zapytał radosnym głosem.

- Nie mam żadnych planów, a co?

-Idziemy gdzieś?

-Zależy jeszcze gdzie.

-Nie wiem. Przejdźmy się na jakiś spacer albo coś.

-Hm... okej.

-Za piętnaście minut będę pod twoim domem.

-Dobrze. Pa.

-Pa- odpowiedział i sie rozłączył.

            Wyłączyłam telewizor i poszłam się przebrać. Założyłam białą bluzkę z baskinką, krótkie spodenki i moje ulubione adidasy. Rozczesałam długie włosy i związałam je w koński ogon. Akurat minęło piętnaście minut.

            Wyszłam przed dom. Pogoda była jak zwykle o tej czerwcowej porze piękna. Słońce odbijało się od moich włosów. Na niebie nie było żadnej chmury, a wokół latały małe białe puchy spadające z pylących drzew, których było mnóstwo. Moja cicha ulica, na której prawie nikt nie mieszkał poza zwierzętami i przeróżnymi roślinami, była teraz prześliczna.

-Hej- Głos Lucasa obudził mnie z zadumy tak, że aż podskoczyłam.

-Cześć, przestraszyłeś mnie.

-Sorry nie chciałem- powiedział z uśmiechem na twarzy- Chodź.

            Powiedziawszy to, pociągnął mnie za rękę i prowadził wzdłuż ulicy. Opowiadaliśmy sobie o naszej rodzinie. Mówiłam Lucasowi o mojej babci, która mieszka bardzo daleko stąd.

-Widuję ja bardzo rzadko. Zazwyczaj w święta, chociaż czasem nie zawsze. Strasznie za nią tęsknię- opowiadałam- Możliwe, że niedługo przyjdzie do nas w odwiedziny.

-Hm... chciałbym ją poznać. Z tego co mówisz jest bardzo kochana.

-Tak, babcia jest wspaniała.- przyznałam.

            Chodziliśmy tak przez dwie godziny. Kiedy nie mieliśmy już siły rozstaliśmy się i każdy poszedł do siebie. Po powrocie weszłam na komputer. Sprawdziłam pocztę i położyłam się na łóżku z książką. Tak się zaczytałam, że nie zauważyłam, kiedy zrobiło się ciemno. Wzięłam pidżamę i poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, przebrałam się i rozczesałam włosy. Położyłam się na łóżku i natychmiast zasnęłam.

            Następnego dnia obudził mnie telefon. Oczywiście, że dzwonił Lucas.

-Tak?

-Hej, dzisiaj jest koncert Beyonce i mam dwa bilety... co ty na to?

-Hm... no możemy iść. Na którą?

-Dwudziesta. Podjadę po ciebie o dziewiętnastej.

-Okej.

            Powiedziawszy to, rozłączyłam się wstałam z łóżka. Udałam sie do toalety żeby sie odświeżyć. Wzięłam prysznic i umyłam włosy. Założyłam na siebie luźne spodnie dresowe i bluzkę na ramiączka. Usłyszałam głośne burczenie w moim brzuchu. Stwierdziłam ,że muszę zejść na dół żeby coś zjeść.

            Na dole zastałam tylko mamę popijającą kawę przy stole. Miała na sobie pidżamę i kapcie.

-Hej mamo- powiedziałam z uśmiechem.

-Cześć- odpowiedziała- wyspałaś się?

-Tak.

-Głodna?

-Oj bardzo -odpowiedziałam z apetytem.

-Zrobię ci omlety.

            Kiedy mama gotowała ja czytałam gazetę. Nie było w niej nic ciekawego. Myślałam o dzisiejszym wyjściu z Lucasem. Bardzo się na to cieszyłam, bo nigdy jeszcze nie byłam na koncercie.

            Z zamyślenia wyrwała mnie mama stawiająca przede mnę pyszne śniadanie. Omlet wyglądał smakowicie. Wstałam jeszcze tylko po herbatę i wzięłam sie za jedzenie.

-Hm, pyszne- powiedziałam z uznaniem.

-Cieszę się, że ci smakują- odpowiedziała zadowolona mama.

            Kiedy juz zjadłam, wstałam żeby zmyć po sobie naczynia. Wtedy do kuchni dołączył tata z siostrą. Podczas zmywania, moja rodzina siedziała przy stole i żartowała.

            Po skończeniu swojego zadania udałam się na górę żeby posprzątać swój pokój. Pościeliłam łóżko i wytarłam wszędzie kurze. Zrobiłam porządek na półce z książkami. Ułożyłam je od najstarszej do najnowszej. Wyrzuciłam też wszystkie ubrania ze swojej szafy i je poukładałam. Trochę mi się z tym wszystkim zeszło. Kiedy spojrzałam na zegarek była juz piętnasta. Położyłam się na łóżku i włączyłam telewizor. Nie leciało nic ciekawego, więc zamknęłam oczy i zasnęłam.

            Śniła mi się piękna wioska z wodospadem. Wszędzie były piękne drzewa i śpiewały ptaki... To Dilmun!

-James!- krzyknęłam- James!- Brak odzewu

            Ruszyłam pędem przed siebie. Mijałam znajome mi alejki, strumyki i wreszcie wodospad. Wtedy już wiedziałam gdzie jestem. Ruszyłam szybko do domu. Domu Jamesa. Jednocześnie mojego domu. Gdy znalazłam się przed drzwiami przeraziłam się. Wejść czy nie wejść? Otworzyłam drzwi i... jednocześnie otworzyłam oczy.

            Nie! To znowu był sen. Juz byłam tak blisko spotkania sie z Jamesem. Bardzo chciałam go zobaczyć. W tym momencie spojrzałam na zegarek. Była już osiemnasta czterdzieści pięć! Mam piętnaście minut żeby się naszykować. Szybko rzuciłam się w kierunku szafy. Wybrałam z niej bluzkę w panterkę i czarną, krótką spódniczkę. Pobiegłam do łazienki. Rozczesałam szybko włosy. Stwierdziłam, że nie będę ich wiązać. Użyłam cienia do powiek i czerwonej szminki. Kiedy schodziłam na dół usłyszałam trąbienie samochodu.

-Mamo wychodzę!- krzyknęłam na wychodnym.

-Czekaj! Gdzie i z kim?

- Z Lucasem. Na koncert. Będę późno. Pa!

-Baw się dobrze! Pa!- odpowiedziała kiedy już zamykałam drzwi.

            Kiedy wyszłam na dwór szczęka mi opadła. Lucas przyjechał czerwonym luksusowym autem.

-Wow! Ale fura! - powiedziałam kiedy już wsiadłam do samochodu.

-Dzięki- odpowiedział Lucas.

            Dopiero teraz zwróciłam uwagę na jego wygląd. Miał zieloną koszulę w kratę, ciemne dżinsy i pantofle. Blond włosy były zaczesane do tyłu. Pachniał jakimiś drogimi perfumami.

            Kiedy skończyłam mu się przyglądać zobaczyłam, że jedzie jak szaleniec. Wyprzedzał wszystkich, przejeżdżał na czerwonych światłach i nie stosował się do znaków drogowych. Co gorsza jechał ze sto dwadzieścia kilometrów na godzinę.

-Aaaaaaa! Lucas proszę cię zwolnij!- Wrzasnęłam, na co on wybuchł śmiechem.

-Oj nie bój się- powiedział zwalniając.

            Kiedy dojechaliśmy na miejsce zobaczyłam wokół mnóstwo ludzi. Jakimś cudem zaparkowaliśmy. Na miejscu była straż miejska. Pilnowała porządku i sprawdzała torebki. Daliśmy bilety i przeszliśmy przez bramkę. Znaleźliśmy swoje miejsca i usiedliśmy. Nie musieliśmy długo czekać, kiedy piosenkarka wyszła na scenę. Siedzieliśmy z tyłu, więc prawie nic nie widzieliśmy. Wszyscy śpiewali i tańczyli. Pomimo złego widoku bawiłam sie świetnie. Atmosfera była wspaniała. Wszyscy sie cieszyli.

-Idziemy sie czegoś napić? - zaproponował Lucas.

-Chętnie- odpowiedziałam.

            Wyszliśmy na dwór. Stał tam dosyć duży sklepik. Ustawiliśmy sie w bardzo długiej kolejce. Nagle zobaczyłam dużą grupkę pijanych mężczyzn. Zaczęli się rozpychać. Jeden pchnął mnie tak mocno, że upadłam na ziemię. Lucas zareagował natychmiastowo. Z całej siły uderzył faceta pięścią, na co on mu oddał. Lucas miał zakrwawiona twarz. Nie mogłam się podnieść, chyba coś stało mi sie z nogą podczas upadku bo nie mogłam wstać. Reszta paczki podeszła do mnie.

-Ej, lala co słychać?- zapytał jeden z nich.

-Odwal się bo pożałujesz- zagroziłam.

            Pijani wybuchli śmiechem. Jeden mnie podniósł i zatkał swoją wielką łapą moje usta tak, że nie mogłam wołać o pomoc. Lucas zbyt zajęty walką nie zauważył, że mnie nie ma. Bandzior biegł niosąc mnie przerzuconą przez ramię. Wtedy pomyślałam o tym co zrobiłby teraz James. Byłam strasznie przerażona.      W końcu oczy mi się zamknęły. Leciałam w ciemna otchłań. Nie wiedziałam juz, gdzie byłam. Nie widziałam nic. Usłyszałam tylko anielski głos. Głos, który był mi bardzo znany.

-Diana!- nawoływał.

             Wciąż nie mogłam otworzyć oczu. Wiedziałam kto to. To był mój zielonooki gepard. Był tu. A ja byłam przy nim.
..................................................................................................................................
Oto 13 rozdział :D Troche się napisałam, ale jest! Mam nadzieję, że sie podoba! Prosze komentujcie! Przepraszam za błędy, ale nawet nie zdążyłam sprawdzić ;) Rozdział dedykuję Zuzi Żychalak :D Odwdzięczam się :D

                                                                                                                             Ola :)

środa, 29 maja 2013

Rozdział 12


       Rozdział 12 

       Następny dzień zapowiadał się normalnie. Czułam się jednak nieswojo. Miałam nadzieję, że mama nie wie co robiłam w nocy.
-Coś jest z Tobą nie tak...- zauważyła przy rodzinnym śniadaniu.
            W tym momencie Nikola i tata spojrzeli to na mnie, to na siebie, a ja starałam się zachować normalny wyraz twarzy.
- Nic... wszystko jest okej po prostu... niedługo koniec roku i egzaminy. To stres. Nie przejmujcie się.- odpowiedziałam lekko drżącym głosem.
- Wydaję mi się, że chodzi o coś innego- mama kontynuowała.
Prychnęłam
-Mamo przestań, o co może chodzić? O nic! Ciągle jakieś podejrzenia! Jak mówię to mówię i koniec!
            Powiedziawszy to, wkurzona rzuciłam sie na górę. Słyszałam za sobą tylko ich śmiechy z moich "humorków". Spakowałam książki do plecaka, uczesałam długie włosy i zeszłam na dół.
-Idę do szkoły- mruknęłam.
-Pa- powiedziała mama, gdy zamykałam drzwi.
            Na dworzu było bardzo ciepło. Wiał lekki wietrzyk, który sprawiał, że moje włosy gładko płynęły w powietrzu. Słońce oświetlało całą ulicę. Ta pogoda znowu dała mi na myśl wioskę Dilmun. Tam zawsze był taka pogoda...
-Diana! Diana, zaczekaj! - usłyszałam za sobą głos.
            Odwróciłam sie i zobaczyłam , że Lucas za mną biegnie. Po drodze rozsunął mu się plecak , z którego wypadły wszystkie książki. Zaczęłam sie śmiać.
- Czy to jest aż tak zabawne? - zapytał.
- Biorąc pod uwagę twój wyraz twarzy to tak.- powiedziałam z uśmiechem- co chciałeś?
- Przywitać się więc... hej.
-Cześć- odpowiedziałam- nie stresujesz się przed nowym dniem w szkole?
- Już tyle razy zmieniałem szkołę, że nie robi mi to różnicy.
- Czemu?
- Co, czemu?
-No, czemu tyle razy zmieniałeś szkołę?
- A! Moi rodzice lubią ciągłe podróże, mnie to nie kręci. Dla nich spanie w przyczepie jest czymś fascynującym. Teraz kupiliśmy dom, ponieważ obiecali mi ,że nie będziemy się już przeprowadzać, ale dla mnie jest to mało prawdopodobne.  Są właścicielami marki z ubraniami więc, to, że nie jesteśmy w stałym miejscu nie sprawia nam problemu.
- Aha...
- Tak wiem to dziwne.
- Właśnie, że nie. Dla mnie bardziej to ciekawe niż dziwne. Może usiądziesz ze mną w ławce?
- Okej.
- Tylko jest jeden warunek.
- No?
- Żadnych głupich pytań i mnie nie denerwuj. - Zażądałam
- Tak jest- zasalutował
            Roześmiałam się. Może w końcu będę miała jednego przyjaciela. Nie mam koleżanek. Wolałam zawsze samotność, ale teraz kiedy pojawił się Lucas myślę, że się zaprzyjaźnimy.
            W szkole na lekcjach nie skupiałam się w ogóle. Ciągle myślałam o Jamsie i o tym czy nic mu się nie stało.
- Diana!- usłyszałam krzyk nauczycielki i trzask linijki kiedy rysowałam wodospad z wioski na końcu zeszytu.- Możesz mi powiedzieć co ty robisz!? Jest lekcja, przestań się zabawiać i skup sie na pracy.
- Dobrze, przepraszam. - wybąkałam.
            Nie wiedziałam co teraz robimy. Gorzej. Nawet nie zauważyłam jaka teraz lekcja, ponieważ pierwszy raz widziałam kobietę, która na mnie nawrzeszczała.
- Lucas?- szepnęłam do siedzącego ze mną w ławce blondyna.
-No?
-Jaka teraz lekcja?
- Biologia. Dziewczyno co się z tobą dzieje?
- Nic, po prostu się zamyśliłam. A co to za nauczycielka? I skąd wie jak mam na imię?
- Mamy zastępstwo. Na ławce stoi twoja wizytówka. Ogarnij się. Tak w ogóle to fajny rysunek- powiedział z uśmiechem.
- Dzięki- odpowiedziałam z nutką ironii.
            Reszta lekcji wyglądała podobnie. Ja odpływałam gdzieś indziej i dostawałam ochrzan od nauczycieli, po czym Lucas ciągle mnie upominał o to żebym się opamiętała i zawsze efektem była kłótnia. Miałam naprawdę zły dzień, więc kiedy lekcje się skończyły zadowolona wybiegłam na dwór i pognałam do domu.
- Diana! No czekaj!- usłyszałam głos, który oczywiście należał do blondyna.
- Co znowu!?
- No nie denerwuj się. Już przepraszam. Tylko po prostu nie wiem, co ci się dzisiaj stało?
-Nic! Po prostu zły dzień! Najpierw rodzice, potem nauczyciele, a teraz ty! Odczepcie się wreszcie dobra!?
- Dobrze już idę. Nie denerwuj się. Pa- powiedziawszy to, uścisnął mnie przyjaźnie i pomknął w druga stronę.
            Jakim cudem on chce się ze mną zadawać? Każdy normalny po moim napadzie, który właśnie odstawiłam pomknąłby gdzie pieprz rośnie, a nawet i dalej.
-Lucas! Przepraszam!- krzyknęłam kiedy już był ledwie widoczny.
- Nie szkodzi!- odkrzyknął.
            Przynajmniej mi wybaczył, pomyślałam. Szłam do domu bardzo wolno. Kiedy weszłam, obiad już na mnie czekał.
-Jesteś głodna? - zapytała mama łagodnie.
-Bardzo- odpowiedziałam z uśmiechem.
            Po zjedzeniu obiadu, postanowiłam iść na górę i odrobić lekcje żeby mieć potem wolne. Musiałam przemyśleć pewne sprawy. Kiedy już kończyłam do mojego pokoju weszła Nikola.
-Hej- powiedziała
-Cześć.
-Co robisz?
- Lekcje, a co chcesz?
-Nudzę się. Porobisz coś ze mną?
-Hm... możemy iść na spacer- zaproponowałam.
- Na spacer...?- zapytała z westchnieniem.
-Oj no chodź!- namawiałam.
- No dobra...
            Kiedy szłyśmy Nikola ciągle nadawała a ja tylko przytakiwałam. Nadal rozmyślałam nad tym wszystkim. Czy Will pomoże bratu? Czy Jamsowi nic nie jest? Czy jeszcze kiedyś go zobaczę? Myśli nie dawały mu spokoju. Przypomniałam sobie wszystkie chwile spędzone razem... po policzku spłynęła mi łza najpierw jedna, a potem druga.
- Czemu płaczesz?- zapytała Nikola.
-Ja... Ja nie płaczę to tylko deszcz.
            Jak na zawołanie zaczęło kropić. Byłam za to bardzo wdzięczna. W duchu podziękowałam za ten drobny prezent.
- A no masz rację- uśmiechnęła się siostra- wracamy już?
-Tak.
            Gdy wróciłyśmy od razu poszłam na górę. Te drobne łzy, które wtedy mogłabym nazwać rosą, zamieniły się w ogromną ulewę. Płacząc zasnęłam na łóżku.
..............................................................................................................
Przepraszam za to długie czekanie! Teraz nie dość, że brak weny to wystawianie ocen... No cóż, mam nadzieję, że się podoba! Prosze o miłe komentarze! 
                                                                                 Ola :)

niedziela, 12 maja 2013

Rozdział 11


Rozdział 11

            Obudziłam sie wstrząśnięta. Byłam zdezorientowana i czułam sie pusta w środku. Był środek już środek nocy. Spałam strasznie długo. Wstałam z łóżka i postanowiłam, że wyjdę na taras zaczerpnąć świeżego powietrza. Niebo było bardzo gwieździste, a księżyc pięknie świecił podczas pełni. Na myśl przyszedł mi jeden ze spędzonych wieczorów z Jamsem. Wtedy pierwszy raz widziałam lepiej Willa.

            Stwierdziłam, że już nie zasnę, więc weszłam na gałąź drzewa, które było obok i zsunęłam się na dół, tak aby mama nie usłyszała jak sie wymykam. Szłam przed siebie. Na ulicy nikogo nie było, więc czułam sie swobodnie. Gdy przechodziłam obok lasu zauważyłam przewalony pień i postanowiłam na nim przysiąść. W ciszy wpatrywałam się przed siebie. Dalej rozmyślałam nad tym, co teraz będzie. Czy jeszcze kiedyś spotkam Jamesa? Co było powodem, dla którego tu wróciłam? Przecież nie spełniłam żadnego pragnienia ani nic takiego. Myśli nie dawały mi spokoju, ale przerwałam je, kiedy zobaczyłam grupkę pijanych mężczyzn.  Szybko wstałam i zaczęłam się wracać.

            Przyspieszyli więc zaczęłam biec. Zaczęli pogwizdywać i cos krzyczeć. Gdy podeszłam pod swoje podwórko uświadomiłam sobie, że teraz nie dam rady wejść do pokoju. Nie potrafię wchodzić po drzewach! Do drzwi nie zapukam bo mama  mnie zabije za to, że wychodzę w środku nocy. Próbowałam szybko wejść na górę zanim mężczyźni mnie zobaczą.

            Wchodziłam ostrożnie gałązka po gałązce, ale kiedy już przeskakiwałam na balkon noga mi sie poślizgnęła i runęłam na ziemię. Poczułam straszny ból w kręgosłupie. Nie mogłam się ruszyć i kręciło mi sie w głowie. Postanowiłam, że poleżę dopóki ból nie ustąpi.

            Nagle usłyszałam obok siebie kroki. Przerażona spojrzałam na stojącą obok mnie osobę. Był to wysoki mężczyzna. Miałam rozmazany obraz, więc nie mogłam mu sie zbytnio przyjrzeć, ale był przystojny.

-Nic Ci nie jest?- zapytał trochę przestraszony.

-R...raczej nie.- odpowiedziałam masując skronie.

-Po co wchodziłaś po drzewie?- spytał drwiąco.

-Może mam taka pasję?- odpowiedziałam wkurzona głupimi pytaniami.

- A tak na serio?

-Żeby odreagować!

-Aha...

            Leżałam gapiąc się w niebo, a on przysiadł koło mnie. Siedzieliśmy w ciszy. Chyba wolał już mnie nie denerwować, wiec się nie odzywał.

-Sorry- powiedziałam po jakimś czasie- po prostu jestem trochę rozdrażniona i wszystko mnie wkurza.

-Spoko- odpowiedział- a odpowiesz mi na pytanie?

-Wchodziłam tam żeby dostać się do pokoju.

-A nie łatwiej byłoby normalnie? Drzwiami?

-Mama by mnie zabiła gdyby dowiedziała się, że wyszłam w środku nocy na dwór.

-Aha... no to po co wyszłaś?

-Mówił Ci ktoś kiedyś, że jesteś wkurzający?- zapytałam znowu podnosząc ton.

-Kilka osób. Tak w ogóle to jestem Lucas.

-Diana. - powiedziałam i podałam mu rękę.

-No to...?

-Działasz mi na nerwy! Wyszłam oknem bo musiałam odreagować od wszystkiego! Jeszcze jakieś pytania!?

-Tylko jedno.- odpowiedział z uśmiechem.

-No gadaj.- powiedziałam.

-Pomóc ci  wejść?

-Haha, ciekawe jak?- zapytałam ironicznie.

-No nie wiem... podsadzić Cię?

-Hm... a wiesz ,że to wcale nie jest taki zły pomysł? Tylko jak?

-Wejdziesz mi na barana, jestem wysoki więc może jakoś dosięgniesz do barierki.

-No okej.

            Lucas pomógł mi wstać. Teraz widziałam go lepiej. Był blondynem, bardzo wysokim. Z tego co widziałam od świateł latarni ulicznych, to miał niebieskie oczy. Niezdarnie wlazłam na jego plecy i podeszliśmy pod mój taras. Było to trochę wyżej i stwierdziłam, że nie dam rady. Lucas zapewnił mnie, że uda mi się. Stanęłam na jego barkach i się zachwiałam, ale powiedział mi, że nie upadnę, Złapałam się barierki i przerzuciłam nogę  na drugą stronę. To wszystko.

-Dzięki- odpowiedziałam z uśmiechem. -Chyba musimy się lepiej poznać.

-No musimy. - odpowiedział.

-Dobra idę, dobranoc- rzuciłam.

-Czekaj!

-Hm ?

-Do jakiej szkoły chodzisz?

- Za rogiem. Numer dziewięć.

-To będziemy sie częściej spotykać. Właśnie sie sprowadziłem i też tam będę chodzić. Przynajmniej będę miał jedną znana osobę.

-Ta. To fajnie. W takim razie, do zobaczenia jutro!

-Cześć! - odpowiedział i poszedł.

            Ja natomiast rzuciłam się na swoje łóżko i pozwoliłam by pochłonęła mnie ciemność.
...................................................................................................................................................
Starałam sie i.. oto i jest 11 rozdział! Mam nadzieje,że się podoba! Bardzo prosze o kilka komentarzy i udostepnianie!
                                                                                                Ola :)